Zwiędłe, oszronione, zasypujące zestarzałą zieleń parku liście
chrzęszczą pod stopami południowych spacerowiczów.
Nagie sczerniałe konary zasypiających kręgosłupów mieszkańców parku
rozdrapują szponami niskie chmur zwaliska.
Na nieboskłonie namalowano soczysty, ciemny błękit
i przeraźliwie drażniący źrenice żółcień,
które, gdy przegonić stada sinobrunatnej niebieskiej owczarni,
wciskają się nachalnie pomiędzy postrzępione kudły ciężkiego runa.
Kiedy przegonione, odpływają w krainę niedosiężnego poznania,
wspomnienie dni sierpniowych łaskocze wyobraźnię.
Widnokrąg, szerszy niż wtedy, gdy nasycony zielenią
zamykał się przed najdalszym wzrokiem,
teraz przybliża nieregularne krawędzie,
rysując wyraźnie każdy szczegół dostępny oczom.
25 lipca 2009
Pejzaż
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz