6 lutego 2010

O nieznajomej z tramwaju

Ja i ty sami, on jeden,
i jeden gwar na ulicy
przystanków, być może, siedem
czerwone światło przecznicy.

Na tylni pomost wskoczyłaś,
ty, ja cię nazwać nie mogę,
i w bladą szybę patrzyłaś
a tramwaj połykał drogę.

Nie wiem, czy kula w twej dłoni
piekła goręcej od słońca ...
i smutek miałaś na skroni
i smutek milczał z gorąca

A dzielną byłaś, niewiasto,
pragnęłaś, bym nie zobaczył
jak patrząc w żyjące miasto,
twego nieszczęścia nie raczył

ujrzeć. Kulejesz, widzę
jak dzielna być potrzebujesz ...
a dzisiaj się tego wstydzę,
nie powidziałem słowa ... żałuję.

(1978) 

W tym upalnym czwerwcowym dniu

Przeciskał się płonący promień
przez nasze uliczki
pod naszym domem
ptak z trudem oddychał
płakała jaskółka znajoma
ktoś rankiem strzelił z procy
smuci się bo nie wie
gdzie jej dziecko
nie zagrzebie malca w ziemi.

Przechodziłem obok naszego domu
w tym upalnym czerwcowym dniu 
spotkaliśmy się tam 
gdzie jezdnia wyznaczyła granicę
nad moją głową płakała jaskółka
w tym upalnym czerwcowym dniu
nie mogłem podejść blisko ciebie
jaskółka prosiła mnie
abym odnalazł jej dziecko

(1978) 

Dziewczynka z gazetami

Przecież wiesz jak wygląda róg ulicy
jak za miejską mgłą murów gzymsy
ocierają się o ludzkie twarze
przyjacielu pamiętasz ten ranek
jeszcze słońce poniżej dachów
a ona już stała
głowę podniósłwszy
jej oczy płynęły
po niezaludnionych uliczkach
jeszcze nie zdążyła poprawić włosów
jeszcze nie zamieniła się w radość
pustka
nikt nie przechodzi
nikogo nie interesują nowe ze świata wiadomości
ona stała do wieczora z poranną prasą
w błyskotliwym poblasku wystawowego lustra
zamajaczyła jej oblepiona piegami twarz
pamiętasz przyjacielu
jak stała tam następnego dnia
i tylko sterta gazet rosła ... rosła 

(1978) 

4 lutego 2010

Widziałem ...

 
Bażanty takie spragnione pokramu
po źdźbłach wystającej spod śniegu traw
biegły trzepocąc skrzydłami
widziałem
 
Pies słonecznym uśmiechem oczu
obdarowywał przechodzniów
a taki kościsty żalu łaknący
widziałem
 
Człowiek w tłumie
jak w sieci pajęczej zagubiona mucha
a nikt nie spojrzał nie pocieszył w smutku
widziałem
 
Widziałem wiele
przelotem 
jak w pędzącym pociągu
a świat umykał
przed wzrokiem
a taki był cichy tej nocy
i ja też
zostawiłem go bez pomocy
 
(1979) 
 

Słony wiersz

Próżno naczynie nadstawione
by kilka wpadło w nie korali
ten przepych mnie przygnębia
co tobie po moich łzach
niepokoję się na wieść 
że potrzebujesz łez
do zaprasowania pościeli
z innym mężczyzną
zawiodę cię
to słone łzy
sól w łóżku gryzie szczurem
sól w łóżku żarłoczna szarańcza
i w gardle bół
lodowate milczenie moje
pod poduszką twoich włosów
smakować będzie słonym żalem
 
(1979) 

3 lutego 2010

Fraszka

Ja już nie wiem nic o tobie
fraszkę na pożarcie rzucam
pod nogi
roześmiejesz się za krótka chwilę
podrzesz kartkę
w ogień rzucisz
fraszka – moje serce

tyle rzeczy w świecie fraszką
my
fraszęta pisklęta
jagnięcia cielęta
zgrzytem jesteśmy drzwi
za którymi nic i nic
wszędzie nas pełen tłum
razem wspólnie społem
a wszystko – fraszka

w miłości jak święty turecki jesteśmy

gdyby nie tam miłość
byłbym fraszką

(1979)

Jak wyglądam ...

Jak wyglądam o świcie
nie wiesz?
jak porą wieczorną rękoma kołysze
wiatr południowy
tak samo
bez wyrazu

osikowym drżeniem budzą się mięśnie
chłód ramiona przekręca jak węże
jeszcze za plecami noc zimna
jeszcze mgła nie opadła
jeszcze słońce niżej skowronka
nikt mojej twarzy nie głaszcze
dygocę zmrożony wiatrem

nocą padło sto pytań bez odpowiedzi
ranek zabrał mi pamięć
wchodzę w lustro
przywitać się
z tym podle przykurczonym ciałem
teraz wiesz jaki jestem?


(1979)

Kaczeńcowe pola

Wspominałaś
kaczeńcowe pola
i okna bez firanek
i w jednym stawiałaś rzędzie
zdjęłaś szlafrok
urwał się guzik
pięknem ciała trzymałaś mnie w szachu
okna bez firanek
ironia losu
byłaś milcząca nawet wtedy
gdy całowałem
tylko pola kaczeńcowe nie ustały
tam mam cię zabrać

dobrze że w końcu zrozumiałem
że kochać mnie nie potrafisz
kaczeńcowe pola 
miłość wróżyły
miłość do siebie samych.

(1979)

Zmierz ...

Zmierz okiem zapłakanym pokoje
przestań płakać
wielka fala oceanu
nie dotrze tutaj
gwałt wybuchów
nie zakłóci płomienia świec
połóż głowę jak najwygodniej
nie umieraj
rozpacz nad miastem
nie zabierze mi twojej twarzy
mylisz się jeśli myślisz
że nic mnie nie obchodzisz
otwórz wreszcie oczy
te pokoje które widzisz
są marzeniem mojej pracy
są tak wielkie jak stepowe przestrzenie
których tak się boisz
a one nie czynią zła
są wiosenne
miłośnie kochają
włosy rozrzucone po ścianach

(1979)

Twój duch

Zobaczyłem
jak można inaczej
nazwać zjawę w dzień powszedni
duch twojego ciała
uciekał przede mną
kiedy dzień ustępował nocy
ulicami sunął pochód ludzi
pochód znajomych zjaw
biegłem
zabłądziłem
wycierałem uliczny asfalt
uciekł twój duch
najczystszy
twojego wzrostu
o twoich włosach
wróciłem tramwajem
do przerwanego listu

(1979)