23 lipca 2011
***
Chciałbym, abyś mogła się w nich wykąpać przed snem,
i ugasić pragnienie,
aby były pod ręką
jak lustro niemodnej toaletki,
tabletka na migrenę,
filiżanka kawy o poranku.
Mógłbym owinąć nimi twoją skaleczoną nogę,
natrzeć niby balsamem plecy i ramiona,
otulić nagie ciało jak kocem,
pomóc powiekom przytulić się do oczu,
nasycić pokój zapachem maciejki
i kazać im zamilknąć do świtu.
A kiedy bryzą nocną ukołysana
odbywasz wędrówkę senną,
one przybiegają do mnie tłumnie.
Wypełniam nimi kieszenie,
chowam do szuflady,
gromadzę zachłannie,
jedno po drugim,
rozsupłuję i sklejam,
szarpię nimi struny głosu,
upuszczam kleksy
na białej płaszczyźnie czerpanego papieru,
zamieniam je, przesiewam, przesypuję
z jednego miejsca w drugie,
rysuję nimi i rozsiewam,
rozpuszczam jak włosy,
a czasem milczę,
czasami milczę, kiedy mi ich zbraknie.
I wtedy już nie wiem, co powiedzieć,
gdy grzęzną w moim gardle
i przelewają się przez palce
....słowa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wiele szczescia w te Swieta Bozego Narodzenia
OdpowiedzUsuńoraz wiele ,wiele dobrego na wszystkie dni.
Ileż ja się tego wiersza naszukałam, myślałam, że już zaginął w otchłaniach sieci, ale jest... profilaktycznie skopiuję i zachowam, pozdrawiam cieplutko. KM
OdpowiedzUsuń