25 stycznia 2010

Brzask

Odczepiono lokomotywę i zostaliśmy sami na pustkowiu, zepchnięci na boczny tor zanurzony w wysokiej trawie, otoczony zewsząd szpalerami wybujałych, kolczastych krzewów.
Którejś nocy, w czasie gdy byliśmy już na etapie przyzwyczajania się do nowego miejsca, zauważyliśmy, że rozkręcono szyny, ciągnące się długimi brunatnymi strużkami aż do odległego rozjazdu, a stamtąd do miasteczka. Taki oto był los tej wąskotorowej kolei. Któżby pomyślał, że jednej nocy odcięta zostanie droga powrotu. 
Pewna kobieta dowiedziawszy się o tym fakcie oznajmiła, że prosiła Boga o takie rozwiązanie. – Śniłam to i wiedziałam, że się spełni. Moje sny są prorocze.
Być może wielu z nas myślało podobnie, lecz nikt oprócz niej nie miał odwagi przyznać się do swoich szczególnych marzeń. Po długich godzinach milczenia, jakie wtedy zapadło, godzinach będących wyrazem naszych wątpliwości i reakcją na ów dziwny stan naszej świadomości, postanowiliśmy położyć kres naszemu zwątpieniu i apatii. Przystąpiliśmy do świętowania każdego dnia i poczuliśmy się wreszcie właścicielami nowego życia. Czuliśmy, że uczestniczymy w odkrywaniu i nazywaniu otaczających nasz przedmiotów, roślin i zwierząt. Chwaliliśmy naturę, jej nowych bogów i czarowników. Znaleźliśmy się w zaklętym korowodzie radości, jaka spłynęła na nas niby ożywczy powiew morskiej bryzy. Oto w jednej chwili staliśmy się dziećmi z lekkim bagażem wspomnień i ciężkimi tobołami nadziei. Odurzeni narkotycznym tańcem nie wierzyliśmy, aby los gotował nam gorzką ucztę i jedynie dla pokusy łaskotał nasze podniebienia fałszywym słodem. 
Otóż i ziemia nasza, jak okiem sięgnąć, dziewiczo piękna, cicha i tylko pozornie obumarła. I na tej ziemi tych kilkanaście wagonów, stojących jeszcze na szynach cywilizacji, ta nasza oaza, domostwa, spiżarnie i warsztaty pracy – to wszystko, co wzięliśmy z sobą szpeciło te krainę, choć jednocześnie było dla nas na ten czas niezbędnym łącznikiem ze światem, od którego odeszliśmy.
Nie wiedzieliśmy na jak długo starczą nam zapasy żywności. Zanim zaczniemy żyć naprawdę, trzeba będzie czas jakiś korzystać z dobytku, który przytaszczyliśmy z sobą. W tej chwili był on nam potrzebny jak tlen. 
Zasiadając do pierwszego ogniska, nie mogliśmy się oprzeć zdziwieniu, jak ogromny ciężar dźwignęła lokomotywa, przenosząc go na nowe miejsce. Wspomnieliśmy tę szczególną podróż, podczas której, z racji jej powolności, wyskakiwaliśmy w czasie jazdy z wagonów i podążaliśmy skrajem torowiska obok ślamazarnie połykającej przestrzeń kolejki.
A potem ... potem, nasyciwszy się na tej pierwszej wieczerzy w innym świecie, rozmyślaliśmy wiele o naszej przyszłości, rozmawiając długo i bezustannie słuchając jedno drugiego. Uwierała nas nie troska o przetrwanie i lęk przed nieznanym, lecz ten potężny balast naszych przyzwyczajeń. Pragnęliśmy tego, aby wszelkie zło tamtego świata, jakie przywieźliśmy z sobą, można było wyrzucić z pamięci, jak ten sen drażliwy, przed brzaskiem, budzący niepokój, lecz znikający natychmiast po pierwszym spojrzeniu w poranne promienie słońca.(...)


(1992) 

[Wątek podróży i zmiany miejsca występuje w bardzo wielu innych tekstach. Powyższy jest niejako uzupełnieniem czy kontynuacją innego tekstu, który, jeśli czas pozwoli, zamieszczę. Charakterystyczną cechą tego wątku jest kreowanie świata przedstawionego z punktu widzenia pewnej zbiorowości, co nie występuje we wcześniejszych próbach i z tego prawdopodobnie powodu w pewnym momencie zaniechałem dalszego ciągu.]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz