11 kwietnia 2011

******

(...) 
Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o sobie. Dlatego tu jestem. A ten fotel, w którego aksamitne, przyjazne ciału wnętrze, jest taką przysłowiową, anegdotyczną leżanką, a ty, moja droga, lekarzem, przyjacielem i spowiednikiem w jednej osobie. „Moja droga” nie jest właściwą apostrofą, zważywszy na twój wiek, na tę szczególna rolę mentorki, jaką odegrałaś w moim życiu. I teraz, kiedy czekam na tę kawę, kiedy odrzuciłaś przed drobną chwilą pomoc przy jej sporządzeniu, złoszczę się na siebie, że tak wiele upłynęło czasu od naszego ostatniego spotkania. Może gdybym nie zobojętniał wobec, ruszając w świat, byłbym dzisiaj wiedział więcej o sobie.
Nie lubię w sobie tych zaniedbań, jakich się dopuściłem, również wobec ciebie, bo przecież byłaś sprawczynią pozytywnych zmian w moim mózgu. Powinienem przyjść tutaj na kolanach, o zmiłowanie prosić, nie o poradę, nie o to, abyś musiała mi wyjaśniać po raz kolejny to, że warto kruszyć kopie o uczciwość, prawość, warto hartować charakter i troszczyć się o znaczenie słów.
Przychodzisz, wnosząc na tacy przygotowaną kawę, jakieś skromne, na wzór domowego wypieku ciasteczka, porcelanowy pojemniczek ze śmietanką, brunatny cukier w cukiernicy, łyżeczki, serwetki, dwa talerzyki ułożone na sobie. Taki porządek i na tej tacy, i później przeniesiony na stoliczek harmonijnie współgra z twoim charakterem, starannie określonym, jasnym, sztywnym, choć bez przymusu stanowczości, z pewną dyskretną dozą tolerancji dla odmienności.
Zaczynamy rozmowę na zupełnie inny temat, niż ten, na który chciałem rozmawiać. Cóż mogą robić ludzie skazani przez lata na fizyczną rozłąkę? Rozmawiają o przeszłości, wspominają zamierzchłe dzieje spraw, które ich łączyły. Nie ma powodu, aby pozbawiać się przyjemności czerpania z tych, starych jak świat reguł i prawideł. Dlatego też odmłodnieliśmy oboje, dochodząc do czasów, kiedym nie zanurzył się jeszcze w dorosłość, choć zdawałem sobie sprawę z jej nieuchronności. Poczułem się uczniakiem, który za chwilę usłyszy, z jakich lektur powinien skorzystać tym razem i jeśli zechce, zawsze może skorzystać z notatek pani profesor.
Już po pierwszym łyku kawy słyszę pytanie – stwierdzenie, z nutką żałości w głosie, dlaczego nie piszę. I wtedy buntuje się moja jaźń, buntuje się moje ego, odpowiadam, że ta wizyta niespodziewana, jaką jej składam, jest bynajmniej dowodem na to, że piszę. Mało tego – umieszczę każde słowo z naszej rozmowy w jednej ze szkatułek, aby znalazło w niej swoje cenne jak skarb miejsce, aby móc ten skarb wystawić w pewnej chwili na pokuszenie zwiedzających. Kiedy słyszy „szkatułka”, unosi brwi i na jej czole pojawiają się zmarszczki, wydatniejsze i głębsze od tych, które zachowałem w pamięci. Podnoszą się przy tym kąciki warg, policzki zdają się tracić jędrność i tylko oczy są niezmiennie młode, przyjazne, a ich spojrzenie ciepłem otacza mówiącego.
Zastanawiające jest to, myślę, a właściwie wypowiadam myśl kierując ją bezpośrednio do mojej dystyngowanej rozmówczyni, zastanawiające jest to, że cały czas kobieta, która siedzi teraz w fotelu naprzeciwko mnie, wpatruje się w ruch moich warg, zawsze wydawała mi się nie pasująca do czasów, w których żyła. Dodaję też, że to samo wrażenie odnosiłem do mojego stryjostwa w Krakowie, gdzie spędzałem często wakacje. Na czym to polega, zdaje się pytać coraz bardziej przenikliwym wzrokiem i wtedy próbuję wyjaśnić to, czego przez całe lata nie potrafiłem wytłumaczyć sobie, dopóki podobnego uczucia odmienności od innych nie odniosłem do siebie.
- Pani zawsze wydawała mi się inna od pozostałych, inna w pozytywnym znaczeniu tego słowa, inna, bo stojąca na wyższym poziomie wrażliwości i odpowiedzialności na stanowisku, które pani pełniła. Ceniłem pani szczerość i tę swobodę, z jaką potrafiła pani wyrazić swą opinię wtedy, kiedy nikt nie oczekiwał od pani szczerości. Przypominam sobie taką sytuację: tłumaczy się pani przed nami, dorosłymi już licealistami z nieobecności w szkole na zajęciach, tłumacząc powód nieobecności jakimś nudnym, bezsensownym zebraniem, w którym brała pani udział bez najmniejszej satysfakcji. Czy pani wie, że ilekroć zdarzało mi się zawieść czyjeś oczekiwania, postępowałem według pani wzoru, przypominając sobie tamto zdarzenie. Uznałem, że bywają sytuacje, w których należy wytłumaczyć swoje zachowanie i należy bezwzględnie posługiwać się prawdą, przy wyjaśnianiu powodów swojego zachowania.
- To ciekawe, co pan mówi – odparła – zupełnie nie pamiętam tego wydarzenia.
To prawda, nie zawsze pamięta się takie, można by rzec, marginalne epizody ze swojego życia.
(...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz